Rozpętawszy II wojnę światową Hitler był absolutnie pewien, że wygra, dlatego naziści snuli już długoterminowe plany dotyczące struktury świata. Chcieli zbudować zupełnie nową potęgę aryjską na ruinach Europy i nie tylko. Jakie plany wdrożyliby naziści, gdyby wygrali? 1. Zwrócą amerykańską ziemię rdzennej ludności – Indianom Naziści byli wrogo nastawieni do tych
To tak Hitler i Stalin podzielili między siebie nasz kraj Aleksandra Zaprutko-Janicka Data utworzenia: 17 września 2021, 7:00.
Hitler o Piłsudskim: „wychowawca narodu”. Stosunek Adolfa Hitlera do Józefa Piłsudskiego naznaczony był podziwem dla pogromcy komunistów z 1920 roku, męża stanu i polityka przychylnego porozumieniu z III Rzeszą. Führer próbował wykorzystać to w relacjach z Polską. Jednocześnie zaś Marszałek kojarzył się mu też z czymś
Hitler chciał skierowad agresję ZSRR w kierunku Indii i Zatoki Perskiej, by doszło do wojny radziecko – brytyjskiej, co ułatwiłoby mu podbicie tego kraju. Stalin był zainteresowany jednak ałkanami. Stalin zażądał od Hitlera zgody na utworzenie baz radzieckich w Rumunii i Turcji, co było niezgodne z planami Hitlera.
Temat NiN mnie natchnął i czym prędzej piszę nowy, ale pewnie poruszany gdzieś indziej tema. Załóżmy, że Hitler bierze do serca znaczenie sojuszu z Japonią i bliżej z nią współpracuje. Włosi walczą mężniej niż ma to miejsce w rzeczywistości. Co by było gdyby nie zaatakowano Pearl Harbor, lecz Sow
Żylibyśmy teraz na splugawionej i zasianej gruzami i trupami ziemii, ostatnie resztki ludności żyłyby pod ziemią czekając na zagładę. To jest moja wizja co prawda dość dramatyczna , ale kto wie czy i by się nie sprawdziła gdyby Hitler wygrał wojnę. Znając charakter Hitlera można domniemać, że byłyby zdolny do takiego
. Nagłówki mediów z całego świata informują, że mężczyzna nazywający się Adolf Hitler wygrał ostatnie wybory w jednym z regionów Namibii. Imię i nazwisko polityka nie mogą być przypadkowe - od czasów wojny są one kojarzone jedynie z wojennym zbrodniarzem i liderem nazistów i z tego powodu imię całkowicie wyszło po wojnie z użytku. Adolf Hitler z Namibii nic nie może jednak poradzić na to, jak się nazywa... Adolf Hitler Uunona z Namibii podbija w ostatnich dniach światowe media. Mężczyzna o imieniu i nazwisku wzorowanym na niemieckim zbrodniarzu zwyciężył wybory w Oshanie w Namibii. I choć trudno nie postrzegać go przez pryzmat jego nazwiska, on sam zapewnia, że nie ma nic wspólnego ze zbrodniczymi poglądami głoszonymi przez przywódcę III Rzeszy. Piętno jednak pozostaje i można się spodziewać, że Adolf Hitler z Namibii tłumaczył się ze swojego imienia i nazwiska już setki razy... Po zwycięskich wyborach o Adolfie Hitlerze z Namibii dowiedział się jednak cały świat. Jak to się stało, że mężczyzna nosi takie imię i nazwisko i czy nigdy nie pomyślał o tym, by je zmienić? Namibia: Adolf Hitler Uunona wygrał wybory Adolf Hitler Uunona należy do najważniejszej partii w Namibii, Organizacji Ludu Afryki Południowo-Zachodniej. Polityk zdobył 85% głosów w okręgu wyborczym, w którym nadal istnieje spora społeczność niemieckojęzyczna, a wiele ulic nadal nosi nazwy poświęcone niemieckim politykom, czego przykładem jest zdjęcie powyżej. Adolf Hitler z Namibii zapewnia jednak, że "nie ma nic wspólnego" z poglądami zbrodniarza. Czy nie chciał zmienić nazwiska? Adolf przyznał, że jego żona nazywa go po imieniu i jego zdaniem jest już "za późno", by je zmieniać. Mój ojciec nazwał mnie po tym człowieku. Prawdopodobnie nie rozumiał, za czym opowiadał się Adolf Hitler. Jako dziecko postrzegałem to jako całkowicie normalne imię. Dopiero gdy dorosłem, zrozumiałem, że ten człowiek chciał podbić cały świat. Fakt, że mam to imię, nie oznacza, że chcę podbić Oshanę. To nie znaczy, że dążę do dominacji nad światem. - powiedział w rozmowie z niemieckim magazynem Bild. Adolf Hitler z Namibii urodził się w 1954, czyli 9 lat po śmierci dyktatora. Na listach wyborczych znalazł się jako "Adolf H.". Podziwiacie go, że mimo takiego nazwiska zdecydował się na karierę polityczną?
Koleje wysokich prędkości nie są nowym pomysłem. Projekt połączenia europejskich miast szybkimi pociągami powstał już w latach 30. w III Rzeszy. Breitspurbahn wyróżniał się nie tylko szybkością - rozstaw szyn miał wynosić aż 3 by było, gdyby Hitler wygrał wojnę?Co by było, gdyby Niemcy wygrały II wojnę światową? Władze III Rzeszy snuły plany na przyszłość, przymierzając się do realizacji projektu Germania. Był to plan gigantycznej przebudowy Berlina, za sprawą której w miejscu dotychczasowej stolicy Niemiec miała powstać stolica nowego świata - Welthauptstadt przygotowany przez ulubionego architekta Adolfa Hitlera, Alberta Speera, zakładał wyburzenie całych dzielnic Berlina i wzniesienie w ich miejscu zabudowań, godnych – zdaniem nazistów – stolicy nowego centrum nowego Berlina miał znaleźć się 5-kilometrowy plac defiladowy, gigantyczny łuk triumfalny, a także Hala Ludowa, która – gdyby powstała – byłaby największym budynkiem świata, mieszczącym pod swoją 290-metrową kopułą 180 tys. ludzi. Realizację projektu rozpoczęto na krótko przed drugą wojną światową od postawienia pierwszego z planowanych budynków – gmachu nowej Kancelarii Rzeszy z fasadą o długości 421 zdjęć: © Wikimedia Commons CC BYKomunikacyjny krwiobieg III RzeszyJak przystało na stolicę imperium, przebudowany Berlin miał być również centrum komunikacyjnym. To właśnie do niego, niczym do starożytnego Rzymu, miały wieść główne szlaki, w tym również linie niezwykłej, gigantycznej kolei o nazwie przyświecająca Hitlerowi w tej kwestii nawiązywała do imperium brytyjskiego i statków, zapewniających sprawną komunikację pomiędzy jego odległymi zakątkami. Nazistowskie Niemcy, po wygranej wojnie, miały zostać takim właśnie imperium – tyle że nie morskim, a wstępnych, tworzonych od 1936 roku założeń, nowe koleje miały korzystać z torów o 4-metrowym rozstawie szyn (dla porównania – standardowy rozstaw szyn stosowany w większości państw europejskich, w tym również w Polsce, to 1,435 m, a "szerokie" tory, stosowane w Rosji, to 1,524 m). W miarę konkretyzowania planów, zmniejszono rozstaw, ograniczając go do 3 plany zakładały również prawdziwie transkontynentalny rozmach, z linią wiodącą do Władywostoku i Indii, jednak około 1943 roku urealniono projekt, przewidując połączenie przede wszystkim najważniejszych, europejskich zdjęć: © Wikimedia Commons CC BYBreitspurbahn: miasto na torachPo torach z 3-metrowym rozstawem szyn miały kursować pociągi o długości co najmniej 500 metrów. Zaplanowano dla nich kilkadziesiąt różnych lokomotyw - największa z nich miała mieć ponad 120 m długości, 52 osie i moc 40 tys. KMStandardowe wagony miały mieć 42 metry długości, 6 szerokości i 7 metrów wysokości, a ich wyposażenie zależało od funkcji. Warte wspomnienia są luksusowe wagony dla 48 podróżnych, będące w praktyce czymś w rodzaju dobrego hotelu. Wagony najniższej, 3. klasy miały przewozić 460 pasażerów, w wagonie restauracyjnym przewidziano 120 wspomnienia jest przy tym brak wagonów do transportu jeńców czy więźniów – w nowym państwie miały nie być już potrzebne, choć zakładano wagony o obniżonym standardzie dla robotników ze podróży można było urozmaicić wizytą w wagonie kinowym, a pasażerowie pierwszej klasy mieli do dyspozycji także komfortowy wagon widokowy. Zaplanowano także wagony pocztowe czy platformy do przewozu samochodów i różnych innych miały przewozić jednorazowo 2 – 4 tys. pasażerów z prędkością 200 km/h. Dla pociągów towarowych przewidziano niższą, bardziej ekonomiczną prędkość 100 km/ zdjęć: © Wikimedia Commons CC BYNowatorskie pomysłyWarto wspomnieć o dwóch kwestiach, które sytuują ten projekt w kategorii wizjonerskich. Pierwsza z nich jest konstrukcja torów, które nie miały być osadzone na podkładach, ale na wkopanych w ziemię fundamentach – rozwiązanie to, pozwalające na minimalizowanie drgań i wyższy komfort podróży, stosuje się obecnie na niektórych trasach kolei dużych z wizjonerskich pomysłów dotyczył organizacji transportu. Ładunki przewożone Breitspurbahnem miały być umieszczane w standaryzowanych pojemnikach o wielkości, pozwalającej również na transport zwykłą koleją, co przywodzi na myśl stosowane współcześnie koszty projektu sprawiły, że do jego realizacji nigdy nie przystąpiono. Pozostały jedynie plany, opisy i modele. W zestawieniu ze standardowymi miniaturami pociągów dają one obraz tego, jak wielkimi maszynami miały być składy Breitspurbahnu.
11:35 AhaswerObawiam się, że wtedy niemieccy Żydzi wydaje mogliby się przyczynić do wkładu wojennego Niemiec, z pewnym panem z rozwianym włosem i nazwiskiem na E. na czele."Historia jest w tej chwili słabo znana młodym Polakom, czego dowodem wpisy w tym wątku. Kluczem do zrozumienia stosunku nazistów do Polaków jest nie tylko lektura Mein Kampf czy silne uprzedzenia do Polaków w ówczesnym społeczeństwie niemieckim, ale strategia opatrzona słowem lebensraum. Tysiącletnia Rzesza miała się docelowo rozciągać aż po Ural. Niemcy nie byli zainteresowani stworzeniem niezależnego państwa ukraińskiego, mimo że Ukraińców okresowo mamili. Podobnie byłoby z Polakami gdyby ci przystąpili do paktu antykominternowskiego. Jest kompletnym nonsensem zakładanie, że Rzesza w samym środku swojego terytorium hodowałaby jakieś słowiańskie państewko, zresztą na ziemiach z góry przeznaczonych pod niemieckie osadnictwo. Skala terroru wobec ludności polskiej na ziemiach polskich dowodzi, że kwestia polska miała zostać prędzej czy później ostatecznie rozwiązana, podobnie jak kwestia żydowska."Przede wszystkim wszelkie rozważania o przyłączeniu się Polski do paktu antykominternowskiego rodzące się w niektórych chorych głowach ignorują nastroje społeczne obecne w ówczesnej Polsce. A w tej Polsce, pomimo panującego autorytaryzmu, różnych form wrogości dla innych, społeczeństwo zdecydowanie sprzeciwiało się sojuszowi z tak już na marginesie. Wszelkie rojenia o państwie polskim w sojuszu z III Rzeszą można sprowadzić do bardzo prostej kwestii. Jesteśmy dumni z tego, że w Polsce nie było rządu kolaboracyjnego. Jest to fakt. Faktem jest jednak, że nikt Polakom na poważnie utworzenia takiego państwa nie zaoferował. Dużo to mówi o stosunku hitlerowców do idei utworzenia państwa polskiego. post wyedytowany przez twostupiddogs 2019-01-27 11:46:36 11:37 zanonimizowany119150724 Legend Ktoś kiedyś stwierdził, że Polska do końca wieku miałaby co najmniej kilkunastu więcej noblistów, w samych naukach ścisłych. Prężniej rozwijałaby się też nasza na jakiej podstawie ten "ktoś" to stwierdził. Bo Einstein był Żydem? I w jaki sposób nasza kultura miałaby się prężniej rozwijać dzięki Żydom żyjących w swoich własnych grupach społecznych? 11:44 zanonimizowany869910113 Legend Yarpen, ty jesteś znany z tego, że nie masz większego pojęcia o polskiej kulturze, nauce i historii. Tymczasem my, Polacy, nie wyobrażamy sobie, jak mogłaby wyglądać polska kultura i nauka bez gigantycznego wkładu Polaków żydowskiego pochodzenia, których nazwiska można by tu wymieniać bez końca. Ich ogromna liczba dowodzi, że endecka teza o tym jakoby Żydzi w ogóle się nie asymilowali jest kłamliwa. Wkład Polaków żydowskiego pochodzenia w rozwój nauki i kultury polskiej dotyczy DOSŁOWNIE każdej możliwej, wyobrażalnej i niewyobrażalnej dziedziny, i jest nie do zakwestionowania przez średnio inteligentną osobę. Wkład ten był nieproporcjonalnie duży w stosunku do odsetka Polaków żydowskiego pochodzenia w społeczeństwie polskim. Nadreprezentacja tzw. Żydów (czyli Polaków, w tym przypadku) w naukach ścisłych, w literaturze, w polskiej szkole plakatu, w polskiej kinematografii, w polskiej medycynie, w polskim prawie, w polskiej muzyce, ogólnie na uczelniach wyższych był znamienny. Polskimi noblistami byli tacy ludzie jak Józef Rotblat, Tadeusz Reichstein, Roald Hoffmann czy Leonid Hurwicz, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Pierwszy i ostatni zawsze podkreślali swoją polskość, mimo że przyszło im pracować po wojnie poza granicami swojej więc sobie, co by było, gdybyśmy nie stracili 91% naszych Żydów... post wyedytowany przez zanonimizowany869910 2019-01-27 11:53:20 11:47 zanonimizowany119150724 Legend Yarpen, ty jesteś znany z tego, że nie masz większego pojęcia o polskiej kulturze, nauce i historii. Takie słowa kierowane przez stwórcę pojęcia "narodowość chłopska" jest dla mnie komplementem. 11:54 zanonimizowany869910113 Legend To określenie dotyczy przeca takich jak ty. I zupełnie nie powinno nikogo dziwić, że tacy jak ty w pogardzie mają polską historię, kulturę, naukę, tradycję. 12:00 zanonimizowany124620518 Generał Gdzies czytalem, ze gdyby nie wojna i mord zydow to Polska by miala/byla Hollywood ;) post wyedytowany przez zanonimizowany1246205 2019-01-27 12:01:30 12:01 @Yarpen, zadanie: sprawdź ilu intelektualistów i twórców kultury polskiej z okresu XX wieku było zasymilowanymi Żydami. @biernest aż Hollywood to może nie, ale faktycznie kinematografia rozwijała się u nas z dużym udziałem Żydów. No i jest jeszcze kwestia nauki. Tak na szybko do głowy przychodzi mi Stanisław Ulam, ale było więcej. post wyedytowany przez Hayabusa 2019-01-27 12:03:36 12:27 zanonimizowany869910113 Legend Ludwik Hirszfeld, twórca polskiej szkoły immunologicznej. Władysław Kopaliński - twórca polskiej leksykologii. Hilary Koprowski - opracował szczepionkę na polio. Janusz Korczak - światowej sławy pedagog. Abraham Stern - wybitny polski konstruktor, inżynier. Wspomniany Ulam, wraz z całą masą polskich matematyków (szkoła lwowska) i fizyków. Tedeusz Reichstein, noblista, biochemik. Andrzej Schally, kolejny noblista, także biochemik. Alfred Tarski zajmujący się logiką. Ary Sternfeld, pionier kosmonautyki. Ludwik Zamenhof, polski lekarz, twórca języka Przecież cała polska przedwojenna kinematografia związana była z producentami żydowskiego pochodzenia, z reżyserami, kompozytorami (Wars), scenarzystami (Starski) a czasem także aktorami (Henryk Vogelfänger - lwowski Tońcio czy Tadeusz Olsza). Najsłynniejszym polskim reżyserem był Michał Waszyński, Petersburski skomponował muzę do takich szlagierów jak "Ta ostatnia niedziela" czy "Tango milonga". Jan Kiepura, aktor i pieśniarz operowy, znany był także poza granicami kraju, szczególnie w krajach niemieckojęzycznych. A powojenna kinematografia? Rety. Ford od Krzyżaków, Hoffman od Trylogii, Munk z polskiej szkoły filmowej, Polański, Holland, Łazarkiewicz, Morgenstern, Skolimowski, Toeplitz czyli scenarzysta Wojny Domowej czy Kazimierz Brandys. Albo tacy aktorzy jak Krzysztof Kowalewski czy Bogumił Kobiela. Także Paweł Pawlikowski ma jakieś tam żydowskie być osobą narodowości chłopskiej (Wolakiem, cebulakiem, "prawdziwym Polakiem") by nie rozumieć znaczenia tego wkładu dla rozwoju polskiej nauki czy kinematografii, a przecież nie wymieniam jeszcze poetów, pisarzy, filozofów, historyków, piosenkarzy, rzeźbiarzy, malarzy, architektów etc. bo by się strony na GOL-u więc jeszcze raz: co by było, gdyby Hitler nie wymordował przygniatającej większości naszych Żydów? Kilkunastu więcej noblistów w naukach ścisłych? Dużo więcej wybitnych artystów? To chyba nie ulega wątpliwości, nieprawdaż? post wyedytowany przez zanonimizowany869910 2019-01-27 12:43:23 13:48😉 Ale Michnika by nie było. A za to by się Hitlerowi należało honorowe startDla niekumatych: to stop post wyedytowany przez Matysiak G 2019-01-27 13:50:29
Marzył o złotym medalu olimpijskim. I choć Louis Zamperini nigdy go nie wywalczył, wygrał zdecydowanie więcej. Niezwykła historia amerykańskiego biegacza, który podczas wojny przeżył piekło i tylko dzięki niesamowitej woli życia oparł się śmierci, inspiruje do dziś. Przez 47 dni dryfował na tratwie po Oceanie Spokojnym. Kolejne dwa lata spędził w obozach jenieckich - torturowany, poniżany, doprowadzany do granicy wytrzymałości. Przeżył tylko dzięki niezwykłej sile woli i determinacji. Właśnie te cechy charakteryzowały Louisa Zamperiniego - amerykańskiego biegacza i bohatera wojennego, z którym zdjęcie chciał sobie zrobić Adolf Hitler, a którego historia od 70 lat pozostaje wzorem dla milionów przestępca, którego uratował sportRodzice i nauczyciele długo nie mogli do niego trafić. W wieku 5 lat zapalił pierwszego papierosa, trzy lata później już znał smak alkoholu. Na nic zdawały się ostrzeżenia nauczycieli i modlitwy matki. Młody Louis Zamperini długo sprawiał problemy wychowawcze, nie tylko w szkole. Ciągle wdawał się w bójki, a niejednokrotnie do domu odprowadzała go policja. Nastolatek był o krok od zostania postrachem miasteczka Torrance w Kalifornii. Gdy miał 14 lat, szkoła podjęła decyzję o zawieszeniu. To był moment zwrotny. Jeśli nadal taki będziesz, skończysz na ulicy - dopiero słowa starszego brata Pete'a podziałały na nastolatka. To on zdecydował, że sport jest jedyną szansą na uratowanie życia Louisa. Kazał mu rozpocząć treningi biegowe, a sam został jego trenerem. Początki nie były jednak łatwe - pierwszy poważniejszy sprawdzian na dystansie 600 jardów Zamperini przegrał z kretesem. Wtedy jednak po raz pierwszy dała znać o sobie jego ambicja i determinacja. Słysząc naśmiewających się z niego kolegów, postanowił trenować tak długo, aż okaże się decyzję podjął też jego brat, który kazał mu startować na dystansie jednej mili (1609 metrów). Szybko okazało się, jak wielki drzemie w nim potencjał. Po zaledwie kilku miesiącach treningów nastoletni Louis Zamperini zaczął bić szkolne rekordy i stał się miejscową sensacją. Rozpisywały się o nim gazety, a on sam poczuł, że ma szansę stać się kimś więcej niż lokalnym przestępcą. Wtedy, w 1935 roku, po raz pierwszy w jego głowie pojawiła się myśl o starcie na igrzyskach olimpijskich w włoskich imigrantów wciąż był jednak tylko lokalną gwiazdą i wiele mu brakowało do najlepszych biegaczy w Stanach Zjednoczonych. Olimpijska konkurencja 1500 metrów była bardzo mocno obsadzona. Wtedy znów dał o sobie znać instynkt jego brata. Zdaniem Pete'a wytrzymałościowe i szybkościowe predyspozycje uprawniały Louisa do biegania na dystansie 5000 metrów. Właśnie w tej konkurencji wystartował w krajowych eliminacjach latem 1936 East NewsAby Zamperini przebył trasę z miasteczka w Kalifornii do Nowego Jorku, w Torrance zorganizowano wśród mieszkańców zbiórkę pieniędzy, ponieważ jego rodziny nie było stać na taki wydatek. Tylko dzięki temu dotarł na wschodnie wybrzeże USA. Nie była to jedyna przeszkoda, którą pokonał. W Nowym Jorku panowały wówczas nieludzkie upały, których nie wytrzymywali zwykli przechodnie. Tylko w ciągu tygodnia z wycieńczenia czterdziestostopniową temperaturą zmarło 3000 osób. A w takich warunkach 19-latek wywalczył awans na igrzyska olimpijskie, pokonując bardziej doświadczonych rywali. W decydującym biegu wielu jego przeciwników mdlało na trasie, inni musieli z niej zejść z powodu otwartych ran stóp. On też doznał poważnych obrażeń, ale zdołał dobiec do mety. Debiutant zachwycił Adolfa Hitlera Przypominał nam Charliego Chaplina i odbieraliśmy go wszyscy bardziej jako komedianta niż dowódcę państwa - wspominał Zamperini swoje pierwsze zetknięcie z dyktatorem III Rzeszy Adolfem Hitlerem w rozmowie z magazynem "Focus". Po przylocie do Berlina on i jego koledzy nie zdawali sobie sprawy, że wkrótce niemiecki kanclerz rozpocznie II wojnę światową. Nastolatek nie spodziewał się też, że podczas tych samych igrzysk pozna go osobiście. Tamtejszym służbom dał się jednak we znaki już przed swoim spaceru po jednej z miejscowych ulic Zamperini wpadł na pomysł ściągnięcia z jednego z masztów nazistowskiej flagi. I choć była zawieszona wysoko, dał o sobie znać jego buntowniczy charakter. Wspiął się po nią, choć strażnicy byli bliscy zastrzelenia go. - Usłyszałem trzask, który brzmiał jak wystrzał z karabinu i krzyk: "Zatrzymaj się!" - opowiadał. Po zdobyciu flagi został zatrzymany, jednak złożone wyjaśnienia wystarczyły do zwolnienia go. Niemieckim kibicom zapadł jednak w pamięci dzięki postawie na wielkim stylu przebrnął eliminacje biegu na 5000 metrów. W finale nikt nie dawał nieznanemu Amerykaninowi szans na nawiązanie walki z faworyzowanymi Finami. I choć zajął w nim ósme miejsce, to o nim mówiono najwięcej. Zamperini długo trzymał się z tyłu stawki i dopiero przed ostatnim okrążeniem przyspieszył. Wyprzedzał kolejnych rywali w niewiarygodnym tempie, wprawiając w zdumienie dziesiątki tysięcy ludzi. Ostatnie 400 metrów przebiegł w zaledwie 55 sekund. O kilkanaście sekund pobił rekord jednego okrążenia na dystansie 5000 metrów (69,2 s). Fuhrer chce cię widzieć - usłyszał, gdy na mecie zdążył złapać oddech. Początkowo nie wiedział, o co chodzi. Dopiero po chwili, gdy zaprowadzono go do loży honorowej, zrozumiał. - A, to ty jesteś tym chłopakiem z niesamowitym przyspieszeniem - miał zwrócić się do niego Hitler, który uścisnął mu dłoń i zaproponował również wykonanie pamiątkowej fotografii. - Oniemiałem - mówił Zamperini. Zdjęcie zrobił niemiecki minister propagandy i najbardziej zaufany człowiek Hitlera Joseph Goebbels. Cały kraj był zmilitaryzowany. Sądziliśmy, że Hitler może mieć zakusy na jakieś państwo, ale nie przyszło nam na myśl, że porwie się na cały świat - opowiadał po latach. Nie wiedział wtedy, że to decyzja najważniejszego niemieckiego polityka zakończy jego sportową karierę..."Byłem pewny, że umrę"Po powrocie do Kaliforni trenował coraz więcej. Osiągał świetne wyniki także na dystansie 1500 metrów - 3:52,6 dawało mu miejsce w światowej czołówce, a jego nazwisko wymieniano w gronie kandydatów do medalu na kolejnych igrzyskach w pobić rekord świata, rozpoczął też studia na Uniwersytecie Południowej Kalifornii. Ambitne plany przerwał jednak wybuch II wojny światowej. Z własnej woli zaciągnął się do armii. Moje dzieciństwo przyzwyczaiło mnie do walki - mówił. Z jego wojskowym szkoleniem wiąże się ciekawa historia. Przełożeni nie mogli wyjść z podziwu, że już jego pierwsze strzały okazywały się celne. Gdy w domu się nie przelewało, aby coś zjeść, musieliśmy to upolować - tłumaczył Zamperini swoje umiejętności. Jednak w 1941 roku nie trafił do piechoty, ale do Amerykańskich Sił Powietrznych. Sytuacja była tak napięta, że nikt nie przejmował się jego chorobą kilkunastu miesiącach walk znalazł się w bazie Kualoa na Hawajach. Gdy po jednej z akcji wiosną 1943 roku jego samolot B-24 D "Superman" nie nadawał się już do dalszych lotów, Zamperini czuł, że wkrótce wróci do domu. 27 maja miał stacjonować na wyspie, ale nagle otrzymał rozkaz wykonania misji ratowniczej. Przed wejściem do samolotu on i jego 10 kolegów miało złe przeczucia - mieli lecieć samolotem, który służył do transportowania jedzenia i broni. - Bardzo rzadko brał udział w akcjach poszukiwawczych - mówił Zamperini. Zajął jednak ostatnie wolne miejsce na pokładzie "Zielonego Szerszenia".Początkowo nic nie zapowiadało tragedii. Nawet gdy awarii uległ jeden z silników, sytuacja mogła zostać uratowana. Jednak nagle inżynier pokładowy omyłkowo wyłączył drugi silnik, co przesądziło o losach załogi. Próba wodowania nie powiodła się, samolot spadł do morza. - Przygotować się na uderzenie! - rozkaz pierwszego pilota to ostatnie, co usłyszał Zamperini przed zderzeniem z wodą Pacyfiku. Spadanie do wody było najbardziej przerażające. Nie masz nad niczym kontroli i oswajasz się z czekającą za rogiem śmiercią - tłumaczył. Uderzenie sprawiło, że przeleciał kilkanaście metrów do przodu. Gdy chciał wydostać się z samolotu, zaplątał się w kable, by po chwili stracić przytomność. - Byłem pewien, że umrę - opisywał. Wtedy po raz pierwszy przeżył własną śmierć. Nagle bowiem ocknął się i wypłynął z opadającego na dno samolotu. Przed nim to samo zrobili pilot Russell Allen Phillips i strzelec Francis P. McNamara. Udało im się wypłynąć na powierzchnię i dostać na tratwę katastrofie stracili jednak zapasy wody i jedzenia. Do tego McNamara wkrótce zaczął tracić zmysły, a tratwą zainteresowały się rekiny. Pozostała im tylko modlitwa o pomoc, choć na błagania odpowiadał jedynie szum z którego jedynym ratunkiem było samobójstwo47 dni. Dla wielu tylko półtora miesiąca, tylko chwila z całego życia. Dla Zamperiniego i jego kolegów była to jednak wieczność. Tyle bowiem trwało ich dryfowanie po wodach Pacyfiku. Woda do picia? Deszczówka. Jedzenie? Surowe mięso złapanych ptaków lub złowionych ryb. Do tego palące skórę słońce. Jednego dnia byli pewni, że przyszło dostrzeli obniżający pułap samolot odetchnęli, że ich koszmar dobiegł końca. Z błogiego stanu wybudziła ich seria z karabinu maszynowego - był to samolot sił japońskich. Amerykanie wskoczyli do wody i przez kilkanaście minut, schowani pod tratwą, obserwowali krążący samolot wroga. Mimo otaczających ich rekinów, wyczekujących jedzenia nie mniej niż oni. Byłem zbyt zajęty myśleniem, jak przetrwać, by martwić się o śmierć - przekonywał "Zamp". Jego determinacji nie zmniejszał coraz gorszy stan McNamary, który nie był w stanie zmusić swojego organizmu do walki o przetrwanie. Wycieńczony żołnierz zmarł 33. dnia gehenny. Dwa tygodnie później okazało się, że dla dwóch pozostałych to dopiero jej początek... Gdy zobaczyłem twarze japońskich żołnierzy, początkowo poczułem ulgę. Myślałem, że już lepiej umrzeć w jenieckim obozie, niż na wodzie - wspominał. Prąd zniósł ich tratwę blisko wyspy zajmowanej przez wojska wroga. Zostali przechwyceni przez Japończyków i zabrani na Kwajalein, nazywaną Wyspą Egzekucji. Był wrzesień 1943 43 dni Zamperini spędził w odosobnieniu. Jego organizm obumierał - od momentu katastrofy samolotu schudł 40 kilogramów, żołądek nie przyjmował jedzenia. Do tego był zamknięty w niewielkim i ciemnym pomieszczeniu. Związany, z opaską na oczach przetrwał tylko dzięki woli życia i modlitwom. Zostałem zamknięty w pomieszczeniu wielkości budy dla psa. Po tylu dniach na otwartej przestrzeni dopadła mnie klaustrofobia. Byłem szkieletem obrośniętym skórą, z rozpaczy chciałem wyć i płakać, ale nie miałem siły - opowiadał. W końcu wyszedł na powietrze, jednak świecące słońce nie oznaczało dla niego lepszych dni. Po morderczych przesłuchaniach został przeniesiony do Omuri niedaleko Tokio. Ostatecznie dotarł więc do japońskiej stolicy, choć w innej roli, niż marzył. Właśnie tam do dowództwa dotarło, że mają w niewoli amerykańskiego biegacza, uczestnika igrzysk olimpijskich. Chcieli go złamać i zrobić z niego narzędzie propagandowe. W tym celu kontrolę nad nim przejął znany z sadystycznych skłonności kapral Mutsuhiro Watanabe, zwany "Ptakiem".Kadr z filmu "Unbroken"Źródło: East NewsZamperini stał się jego "ulubieńcem". Znęcał się nad nim każdego dnia, upokarzał, bił i torturował w każdy możliwy sposób. Raz Watabane postanowił zorganizować wyścig, w którym miał wziąć udział Amerykanin i jeden z japońskich żołnierzy. W przypadku porażki jeńca strzelec otrzymał rozkaz, aby go zastrzelić. Mimo niemożliwego zadania ważący 35 kilogramów Zamperini wygrał. Pamiętam z tej chwili tylko doping innych jeńców - powiedział o biegu. Innym razem wygrał życie, gdy był zmuszany do podnoszenia nad głowę betonowych belek. Opadnięcie z sił również groziło śmiercią. Uciekł jej wtedy kolejny wkrótce Watanabe przeniesiono, wydawało się, że wreszcie do Zamperiniego choć na chwilę uśmiechnął się los. Wkrótce jednak ponownie trafił w ręce swojego kata. Jeńców przeniesiono do nowego obozu, gdzie znów spotkał się z Watanabe. Na jego ponowny widok niemal stracił przytomność. Załamał się. Nie miał już sił znosić kolejnych tortur i upokorzeń, stracił nadzieję. Był bliski śmierci, która wkrótce pewnie by nadeszła. Na szczęście po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę sytuacja jeńców zaczęła się poprawiać. Bylo to 6 sierpnia 1945 roku - mijały właśnie 23 miesiące japońskiej niewoli New York Times"Niewola wolności"Wkrótce Zamperini i setki innych amerykańskich jeńców zostali wyswobodzeni. Po kilku miesiącach uznany już tam za zmarłego 28-latek wrócił do domu. Został bohaterem, a o jego historii rozpisywała się New York TimesNiestety piętno, jakie odcisnęła na nim wojna, było zauważalne. Wkrótce zaczął coraz częściej sięgać po alkohol. Tylko wtedy czułem się lepiej, alkohol odstraszał moje demony - wspominał. Wpadł w depresję, nie mógł spać, miewał stany lękowe. I choć był już na wolności, trafił do kolejnej niewoli. Nie mógł uporać się ze swoimi koszmarami. Chciał wrócić do sportu, jednak kontuzja stawu skokowego odniesiona jeszcze podczas pobytu w obozach wykluczyła jego sportową karierę. I gdy był już nad przepaścią, żona zaprowadziła go na kazanie Billy'ego Grahama. To dzięki niemu zdołał uporać się z przeszłością. Gdy słuchałem jego słów, przypomniałem sobie o wszystkich obietnicach złożonych Bogu w czasie pobytu w niewoli. Zapomniałem o nich po powrocie, bo nie byłem już na tratwie czy w obozie. Bo nie byłem już głodny i samotny. Zrozumiałem swój błąd - mówił amerykański bohater. Postanowił przebaczyć swoim oprawcom. Udał się więc do obozu dla japońskich zbrodniarzy w Sugamo, gdzie spotkał się z nimi i każdemu podał rękę. Kolejny raz do Japonii poleciał w 1998 roku. Jego bieg w sztafecie ze zniczem olimpijskim w Nagano był niezwykle symboliczny. Zamperini chciał tam spotkać się z Watanabe, który nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie. Ten jednak odmówił, a wywiadzie dla amerykańskiej telewizji próbował przekonywać, że traktował go "jako wroga japońskiego narodu".Na temat losów Zamperiniego powstały trzy książki - dwie z nich, o tym samym tytule "Devils at My Heels" napisał sam, trzecią wydała w 2010 roku słynna pisarka Laura Hillenbrand. Książka została bestsellerem, a o jego historii wreszcie dowiedzieli się ludzie na całym lata później historię niezwykłego bohatera postanowiła przedstawić całemu światu Angelina Jolie. Amerykańska aktorka zabrała się za reżyserię filmu na podstawie przeżyć Zamperiniego. Spotkała się z nim i otrzymała od niego błogosławieństwo. Niestety biegacz nie doczekał premiery obrazu o wymownym tytule "Unbroken" (polski tytuł: "Niezłomny"). Zmarł 2 lipca 2014 roku w wieku 97 Getty Images Jego całe życie było lekcją wytrwałości i siły ludzkiego ducha. Każdego dnia znający jego historię człowiek zastanawia się: "jak on to przetrwał?". Jest niesamowitą postacią, jestem mu wdzięczna za każdą chwilę, jaką mi poświęcił - mówiła Jolie podczas prac nad filmem. "Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać" - słowa Ernesta Hemingwaya doskonale obrazują życie Louisa Zamperiniego. Biegacza, którego marzeniem był występ i zdobycie złotego medalu na igrzyskach olimpijskich w Tokio. I choć nigdy nie wywalczył go na bieżni, zyskał zdecydowanie więcej - szacunek i pamięć, którego nie oddadzą żadne sportowe nagrody.
Utworzono: wtorek, 21 kwiecień 2009 Drukuj E-mail Jestem bowiem dzieckiem niedawnych Untermenschów, którzy poczęli mnie rok po tym, jak przestali być Untermenschami. I mogę sobie wyobrazić, co by się ze mną działo, gdyby Niemcy wygrali wojnę. Narodziłbym się pewnie na jakimś „Wschodnim Brzegu" zorganizowanym na terenie Generalnego Gubernatorstwa albo w strefie Łazy, a nie w prastarym niemieckim mieście Gotów: „Gotenhafen", którego w 1939 roku przez 19 dni bronił przed Niemcami mój ojciec i gdzie ostatecznie ja przyszedłem na świat. „Mieście Gotów", które w związku z tym nadal nazywa się Gdynia. Byłoby powiedziane, że to przecież Gott dał Niemcom ziemię Gotów, aby mieli lebensraum. Ze „Wschodniego Brzegu" niektórzy Polacy wykorzystując fizyczne podobieństwo do Niemców przedostawaliby się do Warschau albo Krakau i tam wysadzali w autobusach i centrach sklepowych, zabijając niewinne niemieckie ofiary. Mieszkańcy Wschodniego Brzegu i strefy Łazy wzbudzaliby nawet współczucie niektórych Niemców, gdyż większość z nich byłaby pokojowo nastawiona, pogodzona i pracowała, sprzątając i wykonując inne proste czynności, których nie chcieliby wykonywać Übermesche. Ze strefy Łazy jacyś „Polacken terroristen" wystrzeliwaliby w kierunku okolicznych niemieckich wsi i miasteczek domowej produkcji rakiety „Krogulec". Oczywiście, państwo niemieckie nie mogłoby bezczynnie patrzeć na zagrożenie dla swoich obywateli i musiałoby zareagować i w związku ze śmiercią kilku niewinnych niemieckich ofiar, zbombardować strefę Łazy zabijając kilkuset czynnych „terrorystów" i kilkuset potencjalnych (tzn. dzieci). Śmierć bojownika robiłaby z niego bohatera i wzór osobowy. Śmierć dzieci, zwłaszcza w tych rodzinach, które do tej pory były bierne w stosunku do Niemców, budziłaby żądzę zemsty. Bezpośrednie straty ludzkie Polaków byłyby nadrobione bronią biednych, czyli rozrodczością. Mimo wszystko, Niemcom byłoby to łatwiej rozwiązać stopniowo asymilując Polaków, co w Izraelu jest w zasadzie nie do pomyślenia. Wiesław Wiktor Jędrzejczak oem software Odsłony: 4070
co gdyby hitler wygrał